Roman

Roman

piątek, 2 stycznia 2015

RZĄD CHILE PUBLIKUJE WYNIKI OFICJALNYCH BADAŃ ZJAWISKA UFO

... I DO CZEGO ONO M.IN. PROWADZI...

Pojawiła się ciekawa zmiana stanowiska rządów wielu państw w stosunku do publikowania wyników oficjalnie  prowadzonych badań zjawiska UFO. 
Czy  c o ś   ich do tego zmusiło? A może coś w końcu do nich dotarło? Dlaczego właśnie teraz? Przecież do tej pory oficjalnie negowano i ośmieszano ten temat. Mieliśmy wierzyć, że Ziemianin jest "ukoronowaniem Stworzenia"... stworzonym na podobieństwo Stwórcy. (Czyżby Stwórca był/JEST człowiekiem, że stworzył człowieka na podobieństwo swoje?].
 
Watykan zastrzega sobie prawo do ogłoszenia wszem i wobec jako upoważniona do tego przez samego Stwórcę Nieba i Ziemi instytucja jako pierwsza  o istnieniu pozaziemskich cywilizacji odwiedzających naszą planetę. Więcej na ten żywotny temat pisałem w artykule:
 
Były Minister Obrony Kanady, Paul Hellyer, który jako mi­ni­ster obro­ny miał dostęp do  taj­nych do­ku­men­tów oświadczył, że rządy wielu państw są  świadome obec­no­ści ob­cych, ale wcale nie są tym faktem oczarowane i odrzucają ich ofertę współ­pra­cy z obawy o utratę autorytetu . Np. USA od­rzu­ci­ły pro­po­zy­cję współ­pra­cy trak­tu­jąc wi­zy­ty kosmitów jako za­gro­że­nie. A przecież w latach 50-tych XX wieku Pentagon był innego zdania, a mianowicie, że zjawisko to nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu.

Generał John Alexander Samford: UFO nie stanowią zagrożenia...


W ciągu minionych 2-4 lat wiele rządów zaczęło niespodziewanie ujawniać tajne dotąd dokumenty dotyczące badań zjawiska UFO za pieniądze podatników. Były to przecieki kontrolowane, żeby sprawdzić reakcję opinii publicznej, a tym samym ogólnoświatowy stan świadomości. I nagle jako pierwszy rząd chilijski ujawnił oficjalnie wyniki prowadzonych przez siebie badań.

Można dziś powiedzieć, że w latach powojennych, fala UFO zalała Amerykę.
Z różnych stanów zgłaszali się ludzie, którzy choć nie znali się na wzajem zgłaszali mimo to identyczne lub podobne raporty dotyczące tego samego zjawiska. Biały Dom tak dumny z zaprezentowania nie dawno swojej niszczycielskiej siły (Hiroszima, Nagasaki) nie mógł ukryć zakłopotania z powodu latających nad narodem nr 1 "spodków". Karykatury prezydenta Trumana ukazują wyraźnie jak czuł się ówczesny rząd USA.
 
Truman: Widziałem ich nad Missouri.
 
 
W 1951 roku rozdrażniony Truman wydaje słynny rozkaz JANAP-146. Strzelać na wszystko, a dopiero później pytać kto tam? Strzelać na "latające cygara" i "latające spodki".
 
 
 

 
Rozkaz JANAP-146 obejmuje całokształt instrukcji zachowania się wojska wszystkich jednostek na wypadek zetknięcia się z UFO.
Dyrektywa 102 – dotyczy przekazywania informacji o UFO; informacji najwyższej wagi dla państwa.
Dyrektywa 201 – ... raporty o UFO muszą być przekazywane na zasadzie priorytetu wojskowego i/lub na zasadach alarmu.
Gwoli prawdy, Amerykanie obawiali się ataku hitlerowskich pojazdów latających o dyskoidalnych kształtach, o czym ostrzegał generał Douglas MacArthur.

 
Narody świata będą zmuszone zjednoczyć się w obliczu kolejnej wojny, bowiem będzie to wojna międzyplanetarna. Wszystkie narody będą musiały stworzyć wspólny front w chwili ataku przeprowadzanego przez ludzi z innych planet. [New York Times, Generał Douglas Mac Arthur, 1955.]
 
Generał MacArthur and Admirał Mountbatten byli twórcami w 1942 roku jednostki o nazwie Interplanetary Phenomenon Unit (IPU) [jednostka ds. zjawisk międzyplanetarnych] po tym, gdy formacja UFO została ostrzelana przez naziemne siły lotnicze nad Los Angeles.
 
 
 
Los Angeles, 24 lutego 1942
 
Po takim akcie niegościnności, w lipcu 1952 roku formacje UFO pojawiły się nad Białym Domem.
 
 
 
Wraz z falą UFO zaczęła rosnąć liczba ludzi, którzy odważali się wszem i wobec oznajmiać, że
- widzieli z bliska lądujące na Ziemi pojazdy kosmiczne [astronom i naukowy doradca trzech projektów armii USA do spraw UFO, współpracownik CIA, doktor J. Allen Hynek opracował sposób klasyfikowania obserwacji pojazdów kosmicznych według rosnącej bliskości], że
- rozmawiali - przeważnie telepatycznie - z braćmi z gwiazd (bo tak w tamtych czasach nazywano kosmitów) i
- przekazywali zainteresowanym przekazy braci z przestrzeni i ich nauki o istocie wszechświata i naszej roli w jego istnieniu.
 
Dr Allen Hynek był doradcą Stevena Spielberga,
amerykańskiego reżysera, który nakręcił kultowy
film pt. Bliskie spotkania 3-go stopnia.
Na fotografii Dr Hynek w roli statysty.
 
Najbardziej znaną osobą kontaktową albo łącznikiem (ang.contactee) w latach 50-ch XX w. był nasz rodak, Georg Adamski mieszkający wówczas w Mt. Palomar w Californi.
 
Georg Adamski
 
Tak wyglądał Orthon, "kosmita", który nawiązał kontakt z Adamskim
 
CE III na pustyni Mojawe
 
Jednym ze świadków spotkań Adamskiego z Orthonem był George Hunt Williamson, autor książek na temat zjawiska UFO, które sprzedawane są po dziś dzień. Ponieważ Orthon nie pozwalał Adamskiemu na fotografowanie go (twierdził, że fotografie zdradzałyby pewne specyficzne cechy fizjonomii twarzy członków jego rasy), po jednym ze spotkań na pustyni, Williamson pomógł Adamskiemu zdjąć gipsowe odlewy śladów butów Ortona, po zbadaniu których okazało się, że znajdują się na nich tajemnicze symbole.
 
          
 
Desmond Leslie, irlandzki arystokrata, kuzyn Winstona Churchilla, pilot i filmowiec, który odwiedził Adamskiego 1954 roku i był świadkiem spotkań Adamskiego z braćmi z przestrzeni, napisał wspólnie z nim dwie książki. Podczas pobytu w San Diego w towarzystwie Adamskiego - jak pisał w swoim liście do żony - obserwował "o zachodzie słońca piękny, złocisty statek kosmiczny, promieniujący jaśniej niż Słońce [...],  który zgasł powoli, w sposób dla nich typowy". Cztery lata później, Adamski został zaproszony przez królową holenderską Julianę. Po audiencji prezes Holenderskiego Stowarzyszenia Aeronautycznego, Cornelius Kolff stwierdził, że: "... królowa objawiła niezwykłe zainteresowanie tym tematem".
["Queen & Saucers". TIME Magazine. 01 czerwca 1959].
 
W 1963 roku Adamski ogłosił, że odwiedził na tajnej audiencji papieża Jana XXIII. Angelo Giuseppe Roncalli z jakichś względów wolał nie komunikować się bezpośrednio z "braćmi z kosmosu", ale odznaczył Adamskiego za jego zasługi dla ludzkości złotym medalem honoru. Z kolei Adamski podarował niemylnemu papieżowi który cierpiał z powodu wirusowego zakażenia przewodu pokarmowego (Gastroenteritis) lekarstwo, którego Jego Świątobliwość wolał na wszelki wypadek nie zażyć, bowiem jego grypa jelitowa przemieniła się w ostre zapalenie otrzewnej (Peritonitis).
 
Medal of Honor, który pokazywał George Adamski
w trakcie wykładów. Adamski nie był katolikiem.
 
[Barbato, Cristoforo: The Omega Secret. UFO Digest. Port Colborne, Ontario: Dirk Vander Ploeg.]
 
 
* * * * * * *

 
Georg Adamski dał początek urządzania kongresów ufologicznych, podczas których osoby kontaktowe i badacze zjawiska UFO oraz zjawisk parapsychologicznych mogli wymienić się poglądami, wynikami swych badań i informacjami. Jednym z centralnych miejsc tego typu przez wiele lat było Landers w Kaliforni: Giant Rock Spacecraft Convenion założone przez Georga van Tassela, który urządzał coroczne zjazdy ufologiczne nieopodal Giant Rock na pustyni Mojawe. W latach 1958 - 1978 w jego kongresach brały udział tysiące ludzi. W 1959 roku 10 000 ludzi wzięło udział w zjeździe. Goście przyjeżdżali samochodami lub lądowali prywatnymi samolotami na założonym przez van Tassela małym lotnisku. Pomagał mu w tym amerykański miliarder, który często "wpadał" swoim samolotem do van Tasselów "na kawałek ciasta".
 
 
 
W 1953 roku van Tassel podał do wiadomości publicznej, że prawdopodobnie Wenusianin który przybył swoim pojazdem kosmicznym obudził go w nocy, zaprosił go na pokład swojego statku kosmicznego oraz że na pół werbalnie na pół telepatycznie przekazał mu dane dotyczące techniki odmładzającej ciało człowieka. W 1954 roku ruszył z budową Intergratrona. Ta konstrukcja budowana częściowo na bazie nauk Nikoli Tesli i Georga  Lachowskiego miała służyć jako centrum prowadzenia badań naukowych, natury czasu, prawa antygrawitacji oraz wydłużania życia ludzkiego.
 
 
George van Tassel
W tle Intergratron
LIFE Magazine 1962
 
Trzy dni przed uroczystym otwarciem, 6 lutego 1978 roku George van Tassel nagle zmarł. Intergratron otwarty jest po dzień dzisiejszy dla każdego. Nawet Dalai Lama wysyłał tu swoich mnichów na medytacje.
 
* * * * * * *
 
Innym łącznikiem w latach 50-ch ubiegłego stulecia był Buck Nelson, który również zwoływał do 1965 roku kongresy ufologiczne w Ozarks, w stanie Missouri. Chciałem go odwiedzić, ale zmarł kilka dni wcześniej przed moim przybyciem. Buck był prostym farmerem, prawie analfabetą, tak że książkę pt. My Trip to Mars, the Moon and Venus  (Moja podróż na Marsa, na Księżyc i na Wenus), którą wydał własnym sumptem pisała pod  dyktando jego sąsiadka.
 
Podobnie jak George Adamski i van Tassel, Buck Nelson był przekonany, że odwiedzili go Wenusianie. Pewnego wieczoru zaobserwował trzy latające spodki unoszące się nad jego farmą. Buck sfotografował je i z pomocą latarki próbował skomunikować się z nimi. W pewnej chwili "wiązka światła jaśniejszego i gorętszego niż słońce" została skierowana na niego z jednego z obiektów i od tej pory Buck przestał cierpieć na chroniczne lumbago, a jego wzrok znacznie się polepszył, co potwierdzili jego sąsiedzi. Gdy zapadł zmierzch trzech "przyjaznych astronautów o ludzkim wyglądzie" i wielki pies nawiązali z nim bezpośredni kontakt i długo z nim rozmawiali. Oni również byli zatroskani rozwojem ludzkości. Buck dowiedział się od nich, że na Ziemi istniały już wysoko rozwinięte technicznie cywilizacje, ale ze względu na nieharmonijny rozwój, który nie szedł w parze z rozwojem duchowym zniszczyły się same, co i nam obecnie grozi. Dlatego też Ziemia jest bacznie obserwowana przez kosmitów, którzy chcą nam pomóc w rozwoju duchowym. Od tego wieczoru Buck Nelson głosił przekazane mu przez obu braci z kosmosu 12 kosmicznych, etyczno-moralnych praw. Jeśli ludzkość nie zaakceptuje życia w harmonii z naturą, planetę Ziemię czeka taki sam los jak innych planet, które zostały zniszczone przez ich mieszkańców. Broń nuklearna prowadzi zawsze do zguby.
 
Buck opowiadał, że na pokładzie statku kosmicznego była skrzynka, którą ten prosty człowiek nazywał Book Mashine. Ta "maszyna" potrafiła czytać, pokazywać fotografie, grać muzykę jak szafa grająca i liczyć. [Pamiętajmy, że Buck był prawie analfabetą mieszkającym na wertepach w stanie Missoury - roku Pańskiego 1954].
 
Zatrzymajmy się na chwilę. Zaprezentowałem Państwu trzy osobowości: G. Adamskiego, G. van Tassela i Bucka Nelsona.
- Georga Adamskiego, który nieopodal obserwatorium astronomicznego prowadził małą restaurację a w wolnych chwilach przez skonstruowany przez siebie teleskop obserwował niebo i wszystko, co się na sklepieniu niebieskim niekonwencjonalnie porusza. Sceptycy i prześmiewcy zadawali mu stale pytanie, dlaczego kosmici zamiast wylądować na murawie przed Białym Domem mieliby rozmawiać ze sprzedawcą hot dogów?
Inteligentny człowiek pyta, bowiem nie chce wierzyć, lecz chce wiedzieć. Pytanie zawsze świadczy o stanie świadomości pytającego i motywach, którymi się kieruje zadając takie właśnie a nie inne pytanie. Otóż fala łączników, była drugą falą po fali nalotów UFO na Waszyngton (o czym nota bene prasa Bloku Wschodniego nigdy nie wspominała). Gdy bracia z kosmosu zostali zignorowani, gdy armia USA okazała agresywne zamiary zestrzelenia ich pojazdów, wówczas zaczęli komunikować się z prostymi ludźmi. Nie było to proste zadanie dla jednych i dla drugich. Różnica stanów świadomości mogła być mierzona w umownych latach świetlnych (o ile takowe faktycznie istnieją poza mózgami ich twórców). Nasi bracia i siostry z kosmosu musieli zaczynać od podstaw, zaś wybrany przez nich łącznik był narażony na kpiny, a nawet mógł bardzo szybko znaleźć się ubezwłasnowolniony przez swoją, dbająca o dobrą reputację rodzinę w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji. Wielu tak skończyło i zamilkli. Fakt iż ktoś sprzedaje hot dogi nie koliduje z jego rozwojem duchowym. Adamski prowadził grupę medytacyjną i uczył ludzi pozytywnego myślenia. Mieszkając w Chicago wpadły moje ręce wydawane przez niego broszury, w których poruszane były tematy - jak na wczesne lata 50-te XX wieku - wykraczające ponad przeciętną świadomości ówczesnych Amerykanów. Fakt, iż zdolni byli dla przeprowadzenia eksperymentu zrzucić dwie bomby atomowe na Japonię świadczy o niskim poziomie uduchowienia (delikatnie to ujmując). Jak przedstawiali się w oczach kosmitów przedstawiciele amerykańskiego rządu, a jak ludzie, którzy gotowi byli poświęcić swoją reputację i głosić wszem i wobec coś, co jeszcze i dziś odrzucane jest przez większość ludzkości?
 
- George van Tassel. Przedsiębiorca wydający pieniądze na budowę czegoś, o czym niewielu w tamtych czasach w ogóle słyszało. Nie zapominajmy, że Stany Zjednoczone zaczęły rozwijać się technicznie dopiero po II-giej wojnie światowej, po przeprowadzeniu przed braci Dulles niesławnej Operacji Spinacz (Operation Paperclip), a więc po sprowadzeniu do USA nazistowskich uczonych. Zajmujący się wiedzą która pozostała po Nikoli Tesli i Gregorim Lachowskim człowiek urządzający konwencje ufologiczne w kraju, w którym prześladowano takiego giganta psychoanalizy i psychoterapii jak dr Wilhelma Reicha zwracał natychmiast na siebie uwagę FBI jak i CIA, a więc agencji szkolonych przez byłych nazistów, specjalistów od prania mózgów. Na konwencjach urządzanych przez van Tassela, Bucka Nelsona innych roiło się od agentów i lojalnych wobec rządu donosicieli.
 
- Buck Nelson (jak i wyżej wspomniani) z jego naiwnym, z lekka infantylnym przekazem mógłby być wrzucony do kosza na śmieci, gdyby nie fakt, iż idąc za radą swoich kumpli z kosmosu skonstruował urządzenie, dzięki któremu za darmo mógł oświetlić całą swoją farmę. Za darmo! To już jest coś innego niż gawędzenie o podróży na Marsa, na Księżyc i na Wenus. U Bucka Nelsona pojawiło się dwóch, o smutnych twarzach panów w czarnym Cadillacu, którzy bez ogródek zażądali od niego, aby oddał im swój "wynalazek" i żeby nie próbował go ponownie konstruować. Zaskoczony staruszek oddał im urządzenie, ale nie posłuchał ich "dobrej rady". Nie trwało długo i smutni panowie wrócili, zabrali urządzenie i jak przyrzekli poprzednim razem złamali mu kilka palców. To właśnie skłoniło mnie do odwiedzenia tego człowieka, mimo iż znajomi ostrzegali mnie, że z miejsca gdzie mieszka Buck Nelson nie wrócę żywy; albo zastrzelą mnie agenci obserwujący dom Bucka, albo zjedzą mnie roje komarów.
 
Buck Nelson był zapraszany do wielu stacji radiowych oraz na wykłady. Nosił jeansy na szelkach i flanelowe koszule w kraty. Od czasu do czasu przekazywał informacje, które nie pasowały do jego stadium świadomości. Pewnego razu podał do wiadomości, że jego koledzy z kosmosu (the guys from space) powiedzieli mu jaka jest dokładna odległość między Ziemią a Księżycem. Po upływie kilku tygodni ZSRR podała do wiadomości, że wysłana przez nich sonda oblatuje Księżyc i że posiadają już fotografie z drugiej strony Księżyca. W tamtych czasach wielu łączników twierdziło, że kosmici ulokowali swoje bazy po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca, który jest w gruncie rzeczy umieszczonym przez jakąś starożytną cywilizację kosmiczną na naszej orbicie sztucznym, zakamuflowanym satelitą. Nie było tylko jedności co do tego, czy pulsatory umieszczone na nim transmitują pozytywne czy negatywne fale w kierunku Ziemi i jej mieszkańców. Jedni twierdzili, że chodzi tu o fale pozytywnie wpływające na nasze umysły i rozwój, a inni o negatywne, kontrolowane przez kosmiczne demony. [Dziś mówi się o falach skalarnych Tesli]. Moim zdaniem i w jednym i w drugim przypadku byłaby to manipulacja umysłu, a więc tylko w swej naturze negatywna. Gdy Buck w trakcie udzielanego wywiadu dowiedział się o tym, że Sowieci fotografują rzekomo Księżyc, pokiwał tylko z niedowierzaniem głową i spokojnie stwierdził, że dane dotyczące odległości między Ziemią a Księżycem nie były precyzyjne i faktycznie odległość ta jest większa. Jego kumple z kosmosu poradzili mu tak właśnie postąpić, żeby upokorzyć tych, którzy nazywają go kłamcą.
 
Jak by nie było, łącznicy wykonywali dobrze swoją robotę. Ani jeden z nich nie wzbogacił się i często dodawali do "tego interesu", no i trzeba im przyznać, że wywarli bardzo pozytywny wpływ na proces poszerzania się świadomości społeczeństwa nie tylko amerykańskiego. Ludzie zaczęli powoli otwierać oczy i nie dowierzać rządowi.
 
* * * * * * *
 
Gabriel Green może być tego przykładem. W 1957 roku założył związek o nazwie Połączone Kluby Amerykańskie Latających Spodków (Amalgamated Flying Saucer Clubs of America, Inc.). Jako znany łącznik był dwukrotnie kandydatem dopisanym do listy wyborców na prezydenta Stanów Zjednoczonych; po raz pierwszy w 1960 roku i po raz wtóry w 1972. W 1962 roku starał się o kandydaturę do Senatu Stanów Zjednoczonych z poparciem 171 000 głosów.
[Harnisch, Larry, The Daily Mirror, 08/08/2010 oraz James R. Lewis, Encyclopedic Soucerbook; Prometeus Books]. Adamskiego wyśmiewano jako sprzedawcę kiełbasek spod planetarium, van Tassla, że jest właścicielem mikro-lotniska, zaś Gabriel Green był śmieszny, bo lubił nosić czerwone skarpetki. Jego przekaz był taki sam jak i jego poprzedników, jednak różnił się tym, że z Greenem komunikowali się ludzie z Alfa Centauri.
 
Patrząc z perspektywy obecnego czasu powinniśmy zdać sobie sprawę z faktu, że w latach 50-ch aż do 60-ch ubiegłego stulecia CIA kontrolowała tajny projekt badawczy o nazwie MK-ULTRA. Krótko: chodziło o możliwości kontrolowania ludzkiego umysłu, o percepcję podprogową, o wpływ bodźców elektrycznych i substancji narkotycznych na mózg i wywoływanie w nim oczekiwanych uczuć i obrazów. Badania i testy przeprowadzano przeważnie na nieświadomych obywatelach. (Dziś wiadomo już, że podobne projekty realizowane były w ówczesnym ZSSR, w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i innych państwach). Opracowywano procedury wymazywania pamięci i wszczepiania rzekomych wspomnień. Myślę, że owe dobroduszne, naiwne osoby kontaktowe, owi łącznicy mogli być łatwymi ofiarami takich eksperymentów. Nie twierdzę bynajmniej, że jesteśmy sami we Wszechświecie, ani że nikt nas nie może odwiedzić, skoro my też nie możemy gdzieś dolecieć... Twierdzę natomiast, że ci ludzie ściągnęli na siebie uwagę bezdusznych i dobrze opłacanych eksperymentatorów jak m.in. prof. dr. Jose Manuel Rodriguez Delgado, ówczesny współpracownik uniwersytetu Yale, szara eminencja na polu zdalnego manipulowania mózgiem.
 
Dr Delgado
 
Dr Delgado jest pomysłodawcą t.zw. BioChipa, który wszczepiony w ciało może być  zdalnie włączany i wydzielać substancje halucynogenne lub toksyczne. Mało tego. Genialny na swój sposób  Delgado opracował technikę zdalnego stymulowania różnych części mózgu z pomocą częstotliwości elektromagnetycznych, po czym  wyznaczono go na kierownicze stanowisko w  Projekcie Pandora. Wraz z innymi naukowcami opracowano technikę posługiwania się częstotliwościami elektromagnetycznymi w celu modulowania dźwięków i głosów w mózgu np. żołnierza, tak aby zablokować w nim strach i stres w czasie akcji. [Doktor DELGADO ZAWSZE PODKREŚLAŁ, ŻE JEGO CELEM JEST STWORZENIE SZCZĘŚLIWEGO CZŁOWIEKA].
 
Gwałtowna śmierć Georga van Tassela na trzy dni przed uroczystym otwarciem dzieła jego życia - Intergratronu, nagłe wycofanie się Bucka Nelsona do rodziny, staranie się o prezydenturę Gabriela Greena... Nie wyciągajmy jednak pochopnych wniosków. Ci ludzie coś przeżyli, coś nimi wstrząsnęło do głębi i poruszyło na tyle ich sumienie, że byli gotowi ujawnić się i głosić, że nie jesteśmy sami w Nieskończoności, że są z nami bezinteresowne istoty, którym zależy na rozwoju duchowym ludzkości. Czy to byli szaleńcy? Jeśli tak, to spalony na stosie Giordano Bruno też był szaleńcem. Ci pierwsi (po II-giej wojnie) łącznicy uparcie twierdzili, że spotykali się z ludźmi z gwiazd..., że widzieli ich na własne oczy. Giordano Bruno tego nie twierdził. Chrystus zaś uczył, że błogosławieni którzy nie widzieli, a uwierzyli.
 
 
 
> Mówiąc o przyszłości, o najbliższych dziesięcioleciach,
badacz pracujący dla wywiadu zapewnił mnie:
"Przewiduję nadejście czasu, kiedy będziemy już w pełni dysponować środkami kontroli  i dlatego - jest to nieuchronne - pojawi się pokusa manipulowania zachowaniem i intelektualnym funkcjonowaniem wszystkich ludzi poprzez środowisko i biochemiczną
 manipulację mózgu" <
Zbigniew Brzeziński
Between Two Ages - America's Role in the Technotronic 1970
 
* * * * * * *
 
 

W tym miejscu warto wspomnieć jednego z pierwszych badaczy zjawiska UFO - Alberta K. Bendera, amerykańskiego patrioty służącego w lotnictwie i założyciela [w 1953 roku] International Flying Saucers Bureau (ISFB - Międzynarodowe Biuro ds. UFO). Świadomość Amerykanów tamtych lat różniła się diametralnie od stanu świadomości dzisiejszego, sceptycznie nastawionego do rządu, krytycznego i nieufnego obywatela USA. Badacze UFO początkowo każdą zdobytą informację lojalnie przekazywali rządowi lub bezpośrednio siłom powietrznym. Szybko jednak rozniosła się wieść, że jest to przysłowiowe wchodzenie w paszczę lwa. Jego przyjacielem był inny badacz - Grey Barker - autor kultowej i rozchwytywanej książki pt. They Knew Too Much About Flying Saucers! (Oni wiedzieli zbyt wiele o latających spodkach!) który zakończył swoją ufologiczną działalność słowami: Takie rozkazy otrzymałem "z góry"... Rozkazy?
 
Bender wydawał też magazyn o nazwie Space Review (w wolnym tłumaczeniu: Recenzje z przestrzeni kosmicznej), w którym publikował fotografie i artykuły nt. niezidentyfikowanych obiektów latających oraz bliskich spotkań II-go i III-go stopnia (wg. skali Hyneka). Bender poinformował kilku ze swoich przyjaciół, że ma zamiar w następnym numerze Space Review podzielić się ze swoimi czytelnikami wszystkimi informacjami, które zebrał od swoich informatorów. Nie zdążył. Odwiedziło go trzech smutnych panów ubranych w czarne garnitury (tu bierze swój początek pojęcie MIB. men in black - panowie w czerni), którzy wywarli tak negatywne wrażenie na Albercie Benderze, że nie opublikował zapowiadanego artykułu, zaprzestał wydawania jego magazynu i rozwiązał IFSB.
Zmuszono go też do opublikowania ostatniej wiadomości dla zainteresowanych:
"Radzę osobom zaangażowanym w badanie zjawiska latających spodków, aby byli bardzo ostrożni".
 
Albert K. Bender
 
Po tym incydencie zaczęli zgłaszać się badacze z innych stanów, którzy nie znali się wzajemnie, a jednak opisywali podobne doświadczenia: np. zostali zmuszeni do oddania nagrań i sfotografowanych przez siebie UFO, grożono im oraz członkom ich rodzin "konsekwencjami". Osoby te, tak jak Albert Bender po odwiedzinach z niezaproszonymi gośćmi, skarżyły się na silne bóle głowy i koszmary, które utrzymywały się przez jakiś czas po spotkaniu z nimi. Niektórzy z nich popełnili samobójstwo.
 
Np. dr James E. McDonald, fizyk z uniwersytetu w Tucson, a stanie Arizona, członek National Academy of Sciences (Narodowej Akademii Nauk) i American Meteorological Society (Amerykańskiego Towarzystwa Meteorologicznego).
 
 

Dr James E. McDonald
 
W 1954 roku jadąc przez pustynię w Arizonie towarzystwie dwóch kolegów, meteorologów, McDonald obserwował pojawienie się nieznanego mu do tej pory obiektu na niebie. Będąc ekspertem w swej dziedzinie był w stanie analizować zjawisko zwane potocznie UFO w sposób bardziej szczegółowy niż większość innych naukowców, a zarazem był w stanie wyjaśnić niektóre z dotąd niewyjaśnionych raportów. Twierdził też, że zjawisko UFO jest najbardziej palącym problemem w obliczu amerykańskiej nauki. Nie wybaczał profesorowi Hynekowi, który był wówczas jedynym naukowcem prowadzącym formalnie dla rządu studia dotyczące "latających spodków", że zdradza społeczność naukowców i nie alarmuje ich. Zwracał się też niejednokrotnie do  Biura Badań Naukowych Sił Powietrznych (Air Force Office of Scientific Research), twierdząc, że lotnictwo powinno radykalnie zmienić swoje nastawienie do tego tematu. Na próżno. Został zignorowany. 7 czerwca 1967 za pozwoleniem sekretarza generalnego ONZ U Thanta, dał wykład dla sponsorowanych przez tę organizację uczonych z Outer Space Affairs Group (Grupa ds. Przestrzeni Kosmicznej). Podziękowanu mu. Uczony zwrócił się też do Committee on Science and Astronautics (Komisja Nauki i Astronautyki). Nic nie pomogło. Także uczeni, stanowcza większość dba raczej o interesy chlebodawcy niż o dociekanie prawdy. I am not Jesus Christ (Nie jestem Jezusem Chrystusem) - słyszałem często mieszkając w Houston podczas rozmów z naukowcami z NASA. Każdy woli dorobić się wygodnego domu na Florydzie i zostać szczęśliwym posiadaczem małego jachtu. George Early, znany inżynier pracujący wówczas dla United Aircraft Association, stary przyjaciel doktora McDonalda zapytany kiedyś o cechy charakteru Jamesa odpowiedział m.in.: James wierzył, że temat UFO jest tematem godnym badań naukowych, których dotąd nie przeprowadzono, a przecież jako naukowcy powinniśmy poznać odpowiedź na pytanie  c o  to  jest. Bardzo zależało mu dojściu do prawdy, ale jeśli okazałoby się, że prawda okaże się czymś innym niż oczekiwał [zaprzeczeniem pozaziemskiej hipotezy], to z pewnością nie cofnąłby się przed jej zaakceptowaniem.
W 1968 roku niezłomny doktor McDonald wziął udział w debacie przed Kongresem Stanów Zjednoczonych na temat zjawiska UFO.
[Berliner, Don: Congressional Hearings on UFOs, ufoevidence.org.]
Ann Druffel opisała dokładnie i ze szczegółami w biografii badacza jego niestrudzone wieloletnie wysiłki w celu doprowadzenia do oficjalnego prowadzenia badań w tej sprawie zamiast ośmieszać temat i uczonych, którzy zmuszeni są tym samym do poprawności i wyrzekają się NAUKOWEGO OBIEKTYWIZMU.
W kwietniu 1971 roku James McDonald popadł w depresję i próbował popełnić samobójstwo strzelając sobie w głowę. Przeżył, ale oślepł.  Na wózku inwalidzkim trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie podawano mu psychotropy. 13 czerwca 1971 roku rodzina spacerująca wzdłuż potoku  nieopodal Canada del Oro natknęła się na martwe ciało, które zostało zidentyfikowane jako James McDonald. Obok ciała leżał rewolwer i list samobójcy (?).
Col. Wendell Stevens powiedział mi kiedyś, że koledzy McDonalda z uniwersytetu w Tucson nie widzieli w nim typa samobójcy; widzieli w nim za to człowieka skrajnie uczciwego i wielkiej odwagi. Był lubiany i podziwiany przez bardzo wielu ludzi [wywarł] ... trwały wpływ na wiele aspektów nauk atmosferycznych [...] i będzie go brakowało o wiele bardziej niż sobie teraz zdajemy z tego sprawę.
Czy to odosobniony przypadek?
 
* * * * * * * 
 
Mag. Morris Ketchum Jessup, inżynier i astronom, autor cenionych czterech książek z zakresu ufologii, który związany był z  t.zw. Eksperymentem Filadelfijskim przeprowadzonym dla Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych przez Alberta Einsteina i Johna von Neumanna.
 
Ciało Morrisa K. Jessupa znaleziono 29 kwietnia 1959 roku w  Dade County Park na Florydzie w jego samochodzie. Ktoś wężem gumowym połączył rurę wydechową jego samochodu z wnętrzem bagażnika. Ponoć w ten wyrafinowany sposób M.K. Jessup - oficjalnie - popełnił samobójstwo..., uprzednio umawiając się z żoną na ten wieczór do teatru i na wspólną kolację. Samobójstwo, w które nikt z jego rodziny i dobrze znających go przyjaciół nie wierzył. W tamtych czasach bazując na domysłach genialnego, szwajcarskiego  psychoanalityka C.G. Junga, że zjawisko UFO może być natury psychologicznej wmawiano badaczom, że to właśnie tak ma się rzecz, a nie inaczej. Ja  jednak myślę, że w niektórych przypadkach zjawisko to faktycznie może mieć podłoże duchowe, a w niektórych przypadkach, jak np. w przypadkach nagłej śmierci niezależnych ufologów mamy do czynienia z kontrolowaną i wyreżyserowaną rzeczywistością.
 
Jak twierdził Grey Barker, który korespondował zarówno z Benderem jak i z Jessupem: Gdy do tego (rzekomego "samobójstwa") doszło, nawet nie przeprowadzono sekcji zwłok. [...]. Takie postępowanie nie było zgodne z prawem. [...]. W tym wypadku nikt nie był zainteresowany przestrzeganiem prawa z koronerem włącznie.
Zaś oficer z wydziału zabójstw, który badał sprawę "samobójstwa" Morrisa Jessupa, sierżant Obenchain, powiedział m.in.: Tę robotę wykonał ktoś zbyt profesjonalnie. Pracuję w wydziale zabójstw i mogę pozwolić sobie na takie stwierdzenie. [...] Większość samobójców użyłaby  zwykłego węża ogrodowego, ale wąż znaleziony w samochodzie Jessupa miał szerszą średnicę i nie był tak sobie wsunięty w rurę wydechową. Ten wąż został przyśrubowany. [...]. Wszystko to miało miejsce w biały dzień, tuż przy często uczęszczanej szosie, w godzinach szczytu. [...]. Nie było też w samochodzie pojemników na wodę.[...]. Ubranie Jessupa nie były mokre, ale szmaty użyte do uszczelnienia okien były nasycone wodą. [...]. Przy martwym ciele pojawił człowiek, który przedstawił się jako doktor Harry Reed. Stwierdził zgon i odjechał. Dr Reed nie widniał ani w książce telefonicznej Miami ani  w spisie ewidencyjnym wydanych licencji państwowych. Nie znał go też sierżant Obenchain ani koroner. Do kostnicy zgłosił się "przyjaciel rodziny" o nazwisku Leon A. Seoul. Chciał zidentyfikować ciało. Rodzina Morrisa Jessupa oraz jego żona nigdy takiego człowieka nie poznały. Przyjaciel rodziny rozpuścił się w Boskim Eterze  jak dr Harry Reed. Wdowa zaprzyjaźniona z żoną sierżanta Obenchaina po otrzymaniu kilku telefonów, zrezygnowała z dalszej przyjaźni z panią Obenchain, ale do końca życia nie wierzyła w samobójstwo męża. Dwaj ufolodzy - Ivan Sanderson and Riley Crabb - znajomi Barkera (tego ufologa, który otrzymał "rozkazy z góry")  i Jessupa znienacka również zaczęli "mataczyć" sprawę powołując się na korespondencję z tym ostatnim, z której wynikało, że Jessup brał udział wraz Einsteinem i von Neumanem w "filadelfijskim eksperymencie". Akurat ta korespondencja zniknęła, a pozostała została...
 
M.K. Jessup twierdził stwierdził m.in. że kult Słońca i reprezentanci pewnych odwiedzających Ziemię starych, kosmicznych ras mają wiele ze sobą wspólnego. Kościół rzymsko-katolicki po dziś dzień czci słońce.
 
Słońce (hebr. szemesz a zarazem w nim ogień, energia).
M.in. w Babilonii wierzono, że Szemesz był władcą i sędzią każdego mieszkańca Ziemi.
Król z łaski tego bóstwa - Hamu-rabbi  (rabbi czyli prawodawca, nauczyciel) przekazał
ludziom prawa, które otrzymał od boga Słońca. Od istoty zwanej Szemesz, nie od Słońca, które świeci nad naszymi głowami. Ale... czy były to prawa Boskie, czy inne?
Biblijny Samson nazywał się Szimszon (hebr.: Słoneczko)...
 
Bóg-Słońce Niezwycieżony
 
Kult Sol Invictus jest synkretycznym kultem łączącym w sobie elementy mitrizmu, kultu Baala, Asztarte i rzymskiego bóstwa Sol.
O NIEZWYCIĘŻONY! Tak czciciele Szatana - sataniści - zwracają się do swego bóstwa. Np. diakon kościoła  rzymsko-katolickiego tak oto zwraca się - zgodnie ze swoją wiarą - do "ojca Chrystusa": " O Lucyferze (o Lucyfrero?) niezwyciężony/a! Chrystus jest twoim synem!...
 
 

Jezu!... i ci?
 
 
TO MY, LUDZIE JESTEŚMY SŁOŃCEM ZIEMI,
TO MY DUCHY ODZIANE CHWILOWO W ZIEMSKIE SZATY JESTEŚMY ŚWIATŁEM,
KTÓRE W CIEMNOŚCI ŚWIECI NA WZÓR I OBRAZ NASZEGO STWÓRCY, KTÓRY NIE JEST BÓSTWEM SOLARNYM. 
 
Omen nomen: jeden z najbardziej zaawansowanych teleskopów na świecie nazwany LUCIFER jest własnością Watykanu...

2 komentarze:

  1. Chętnie wpadłbym do van Tassela na mały kawałek ciasta (szkoda, że już nie żyje), ale nie byłoby to możliwe również i z tego powodu, ze nie mam własnego samolotu :-) Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, ze ewentualni goście z kosmosu powinni lądować właśnie przed Białym Domem w Waszyngtonie (dlaczego np. nie przed pomnikiem Kiepury w Sosnowcu?) :-( "Amerykańskie" swoimi działaniami wyszły już całemu światu bokiem z swoją denną ideą panowania nad światem i rolą żandarmo-policjanta. Nawiasem mówiąc wszystkie przypadki rzekomego lądowania obcych i ich kontaktów z ziemianami są dla mnie nieco podejrzane, bowiem do dzisiejszego dnia nie ma namacalnych dowodów na ich pojawienie się tu czy ówdzie. W dobie techniki XXI wieku wystarczyłoby po prostu zrobić zdjęcie lub sfilmować co nieco, a tu ... dupa. Wszystkie dotychczas dostępne zdjęcia czy filmy są idealnie zamazane i nieostre, co wysoce podejrzanym jest. A tymczasem przydałoby się zostać znienacka uprowadzonym, zachipowanym lub cudownie uleczonym. Na razie nic ... totalne nic. Watykan dupą trzęsie, że jego teoria legnie w gruzach, "amerykańskie" też, że ich dominacja w świecie zostanie podważona, gdyby np. przedstawiciel Plejadian pogadał z Jarusiem w cztery oczy, albo Reptilianin przyjął naszego na klęczkach Prezydenta (Prezydentowej mógłby się wystraszyć nieco). Mnie na tu i teraz musi wystarczyć poza niewiernego Tomasza, który nie widział, a uwierzył. :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się przestraszyłam, że zdjęli Pana blog ale ciągle jeszcze sprawdzałam, mając cichutką nadzieję. pojawił mi się szeroki uśmiech, gdy zobaczyłam Pana blog znowu na ekranie. Nie wiem czy mi wolno ale chętnie skopiowałabym wszystkie teksty by w razie czego nie stracić tych informacji. Panie Romanie, czy wyrazi Pan zgodę na skopiowanie, tylko do własnego użytku ? Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń