Roman

Roman

piątek, 16 sierpnia 2013

Faceci w czerni - Eleganckie pracownice socjalne - I -

Fragment książki pt. Fehler in der Matrix
Autorzy - Grażyna Fosar, Franz Bludorf
Tłum. Roman Nacht

[...] Lekarz i hipnoterapeuta, doktor Herbert Hopkins badał intensywnie przypadek spotkania trzeciego stopnia z UFO, do którego doszło w stanie Maine, w USA.
Tego wieczoru siedział w swoim domu, gdy nagle zadzwonił telefon. Głos w słuchawce przedstawił się jako vice-prezes Organizacji Badawczej Fenomenu UFO z New Jersey i spytał, czy o tak późnej porze może odwiedzić doktora Hopkinsa i porozmawiać z nim na temat przypadku z Maine. Hopkins wyraził zgodę. Odłożył słuchawkę na widełki i udał się w kierunku drzwi wejściowych domu, aby włączyć oświetlenie dla mającego przybyć gościa, ale jeszcze zanim doszedł do owych drzwi i włączył światło, zauważył, że jego gość już stał na schodach domu. Hopkins był zaskoczony: jak ten człowiek mógł tak prędko zjawić się po dopiero co zakończonej rozmowie telefonicznej. Nawet gdyby miał samochód –  nie mógłby tak szybko podjechać pod jego dom od jednego z publicznych telefonów w okolicy...
Przypadek ten rozegrał się w czasie, gdy ludzie nie dysponowali jeszcze telefonami komórkowymi, ponieważ nie były jeszcze produkowane na naszej planecie. Jego nocny gość był ubrany na czarno, z wyjątkiem oślepiająco białej koszuli. Jego odzież wyglądała na nową i była skrupulatnie wyprasowana. Gdy zdjął  swój czarny kapelusz, okazało się, że jego głowa jest totalnie łysa. Nie miał brwi, ani rzęs. Jego skóra była blada, a usta mocno czerwone, jakby pomalowane.
Gdy już zakończyli rozmowę, obcy powiedział nagle że doktor ma on w kieszeni dwie monety, co zdziwiony Hopkins zmuszony był potwierdzić. Gość poprosił, żeby doktor mu je dał. Człowiek w czerni bawił się przez chwilę jedną z monet i Hopkins zauważył, że moneta zaczęła jakby tracić swą ostrość, a w końcu zniknęła.
- Ani ty, ani nikt inny żyjący na tej płaszczyźnie nie zobaczy już nigdy tej monety - powiedział przybysz, a następnie zażądał od Hopkinsa, żeby zniszczył wszystkie nagrania magnetofonowe z sesji hipnotycznych z pacjentem oraz resztę z dokumentów badanego przezeń przypadku spotkania z UFO w Maine.
Po krótkiej rozmowie na temat zjawiska UFO, Hopkins zauważył, że jego gość zaczął coraz powolniej mówić.
- Stan mojej energii obniża się – powiedział facet w czerni. - Muszę już pójść. Do widzenia.
Podniósł się z krzesła i wyszedł powolnym, chwiejnym krokiem przez drzwi na schody przed domem. Nagle doktor Hopkins zobaczył oślepiające, białe światło na zewnątrz i pomyślał, że może to samochód, chociaż żadnego auta na ulicy nie widział. Później, gdy do domu wrócili członkowie jego rodziny, opowiedział im o swoim dziwnym gościu. Wspólnie przeszukali podjazd pod domem i znaleźli na drodze ślady opon, jednak – co dziwne – na środku drogi, tak, jak nikt nie zaparkowałby swojego samochodu.
Następnego poranka ślady zniknęły. Jak się później okazało, vice-prezes Organizacji Badawczej Zjawiska UFO z New Jersey nie istniał. Im więcej wydarzeń z tego wieczoru przypominał sobie doktor Hopkins, tym większy strach go ogarniał. Co dziwne, podczas tego przeżycia, nic nie wydawało mu się dziwne, ani podejrzane. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę ze wszystkich dyskrepancji i niejasności tego wieczoru. Teraz dopiero doktor Hopkins wykonał to, czego zażądał od niego ów dziwny człowiek w czerni. Wymazał wszystkie taśmy magnetofonowe, zniszczył dokumenty i wzbraniał się później analizować ponownie ten przypadek.
Po kilku dniach, do Maureen, synowej doktora Hopkinsa zadzwonił jakiś człowiek i poprosił ją o spotkanie. Syn doktora Hopkinsa, John spotkał się z nim w barze szybkiej obsługi. Osobnik, który prosił o rozmowę i towarzysząca mu kobieta udali się z Johnem do jego domu. Także i ta osobliwa para była ubrana na czarno. Ale jeszcze dziwniejsze było ich zachowanie. Nie wypili niczego, co zaproponował im John. Zadawali Maureen i Johnowi dziwne i bardzo osobiste pytania, m.in.. dotyczące ich przyzwyczajeń, oglądania telewizji, albo książek, które czytają. Podczas rozmowy mężczyzna stale obmacywał swoją towarzyszkę, a potem beznamiętnie spytał: „Czy to jest w porządku?”.
Nagle kobieta w czerni wstała i oświadczyła, że musi już iść. Także jej towarzysz podniósł się z miejsca i stanął między nią, a drzwiami. Okazało się, że kobieta nie była w stanie obejść swego towarzysza i dlatego poprosiła Johna, żeby odsunął jej towarzysza w czerni na bok. Oboje wyszli z domu drobnymi kroczkami i zniknęli bez słowa.
Wielu z nas ubawiło się szczerze oglądając filmową komedię pt. „Men in Black”, lecz za motywem ludzi w czerni, napotkać można na niezwykle tajemnicze i niepokojące zjawisko, które nie ma nic wspólnego z tematyką filmów produkowanych w Hollywood. Różni ludzie odwiedzani są od czasu do czasu nieoczekiwanie przez tajemniczych mężczyzn, którzy nie tylko że cali ubrani są na czarno, to jeszcze zachowują się dziwnie i często grożą swoim gospodarzom.
Co bardziej zadziwia, ci goście pojawiają się przeważnie znikąd i tak samo znikają bez śladu. Te oraz inne jeszcze dziwniejsze, liczne szczegóły pozwalają przypuszczać, że tu nie chodzi – jak często ludzie twierdzą – o „zmowę rządów” w celu zakamuflowania faktów dotyczących zjawiska UFO, lecz chodzi tu o coś faktycznie dziwnego, o jakiś dodatkowy błąd w Matriksie.
Wyraźnie nie mamy tu do czynienia z naturalnym. Ludzie w czerni zdają się być produktami jakiejś celowej manipulacji sposobu postrzegania naszej rzeczywistości. Nasuwa się tu pytanie: kto to robi i jakimi motywami się kieruje?
Zjawisko zwane „men in black” (ludzie w czerni) - nagłe odwiedziny dziwnych ludzi odzianych w czarne stroje – znane jest na całym świecie od ponad 50 lat. Badacze, którzy zajmowali się tymi przypadkami, myśleli początkowo, że chodzi tu o odwiedziny agentów rządowych, np. agentów CIA albo FBI, którzy z ramienia rządu starają się zatuszować relacje o ukazaniu się UFO, lecz porównując ze sobą charakterystyczne szczegóły tych przeżyć, widać że chodzi tu o coś bardziej niezwykłego niż tylko rząd.
Generalnie ludzie w czerni z różnych opisów posiadają pewne cechy wspólne - pojawiają się znikąd i znikają bez śladu. Często zapowiadają swoją wizytę telefonicznie. Noszą czarne garnitury, uszyte z nieznanego materiału, białe koszule i czarne krawaty, często także czarne płaszcze, kapelusze i czarne okulary słoneczne. Wszystko wygląda na absolutnie nowe, nieskazitelnie czyste i precyzyjnie wyprasowane. Nigdy nie noszą zegarków. Ogólnie wyglądają groteskowo, jak postacie ze starego filmu gangsterskiego z lat czterdziestych XX wieku.
Rzadko pojawiają się sami. Przeważnie parami lub jest ich trzech, przy czym działają wspólnie, jako kolektyw; odwiedzani przez nich ludzie są przeważnie sami podczas spotkań z nimi. Pomiędzy sobą   porozumiewają się przeważnie bez słów, jakby telepatycznie, oczami, z których wychodzą błyski.
Ich twarze są blade, czasem aż białe. Przeważnie wszyscy są do siebie nawzajem podobni, jak bliźniacy, albo klony. Ich głosy są monotonne, mechaniczne i wypowiadają banalne, stereotypowe frazy. Nie okazują emocji. Mają wystające kości policzkowe, cienkie wargi, szpiczaste podbródki i nieco skośnie osadzone oczy. Ich dłonie są przeważnie zimne.
Ich ruchy są sztywne i niezręczne, prawie mechaniczne i często poruszają się tylko po linii prostej, drobnymi kroczkami. Ich ciała sprawiają wrażenie pustych i bezdusznych. Ich stopy nie pozostawiają na piasku albo na ziemi żadnych śladów.
Klasyczny fenomen „Men in Black” - składa się tylko z mężczyzn. Żeńskie postaci były rzadko widywane. Ich sposób bycia jest formalny, zimny, prawie mroczny, nie jawnie wrogi, lecz bez ludzkiego promieniowania. Często posługują się zbyt perfekcyjnym sposobem wyrażania się. Często mówią z obcym, orientalnym akcentem i bardzo niechętnie pozwalają się fotografować.
Ich sposób zachowywania się jest jedyny w swoim rodzaju, tak jakby człowiek znalazł się w całkowicie obcym środowisku. Często używają stwierdzenia „wasi uczeni”, jakby nie byli z naszego świata. Proponowane im napoje lub poczęstunek akceptują, jednak nigdy nic nie jedzą i nie piją. Pokazują przy tym, że nie potrafią sobie poradzić z najbardziej elementarnymi przedmiotami codziennego użytku.
Jeden z takich przypadków opisuje doktor Jacques Valée*.
Dr. Jacques Valée

Wydarzyło się to w Happy Camp, w Kalifornii po rzekomym spotkaniu z UFO
w małym miasteczku.
W kawiarence wielu ludzi zauważyło i obserwowało dziwnego człowieka. [„Gdy wszedł, rozmowy ucichły. Zamówił steka, jednak nie potrafił posługiwać się widelcem i nożem. Zniknął bez zapłacenia rachunku. ... Pat powiedział mi, że mężczyzna ten miał bladą twarz i azjatyckie oczy. Ubrany był w dziwną koszulę i nie miał płaszcza, choć był to środek zimy. Uśmiechał się stale do wszystkich dziwnym, wymuszonym grymasem. Do wielu jedynych w swoim rodzaju rzeczy, które wyczyniał podczas swojego dziwacznego jedzenia, należała też odważna próba wypicia ze szklanki puddingu”].
Rozmowy z ludźmi w czerni wyglądają jak przesłuchania policyjne i przeważnie starają się o to, żeby swoich gospodarzy zastraszyć. Wygląda na to, że są w stanie posługiwać się mentalnymi technikami, jeśli chcą wpłynąć na zdolność podjęcia decyzji lub krytyki człowieka. Poza tym mogą też wpływać na ludzkie postrzeganie rzeczywistości. Ludzie opisują, że podczas takich odwiedzin, często postrzegali niewłaściwy, nie pasujący kolor podczas takiego spotkania.
Często owi dziwni ludzie w czerni odwiedzają tych, którzy nie dawno obserwowali UFO, odwiedzili kręgi zbożowe, albo widzieli coś niecodziennego, godnego uwagi. Jeśli ktoś posiada interesujące materiały, np. filmy video, albo fotografie, przeważnie mu je konfiskują, albo żądają swojego gospodarza, żeby je zniszczył. Następnie żądają od świadka, żeby nikomu nie opowiadał o ich odwiedzinach i o treści rozmowy z nimi.
Podczas takich „przesłuchań” wprawdzie ludzie w czerni wypowiadają poważne groźby dotyczące zdrowia cielesnego i życia świadka, lecz nigdy nie używają przemocy, nawet wtedy nie, gdy ich groźby zostały zignorowane. Motywy ich działania wyglądają na nonsensowne i nie umotywowane.
Gdy nie operują groźbami, objawiają prawie że groteskową racjonalność, starając się lekceważyć naiwnie przeżycie świadka z pomocą bezsensownych, naturalnie brzmiących wyjaśnień, (jak np. „nie widziałeś UFO, widziałeś tylko odbijającą się od balonu meteorologicznego poświatę Wenus”).
Gdy przedstawiają się, używają zawsze fałszywych nazwisk, albo nazw nie istniejących organizacji. Czasem pokazują przy tym fałszywe odznaki albo karty identyfikacyjne. Często twierdzą, że są agentami rządowymi, lecz potem okazuje się to nie prawdą. Czasem noszą nawet mundury lotnictwa amerykańskiego.
„Men in Black” dysponują wszelkimi informacjami dotyczącymi ludzi, których odwiedzają i znają najintymniejsze szczegóły z ich życia, tak jakby mieli dojście do tajnych akt. Czasem wiedzą o takich rzeczach, że żaden agent rządowy nie mógłby o nich wiedzieć.
Gdy przyjeżdżają samochodem, są to z reguły stare, ale wspaniale utrzymane, wyglądające jak nowe, luksusowe limuzyny; w USA Cadillaki, w Wielkiej Brytanii – Rolls Royce. Wewnątrz tych limuzyn świadkowie widywali czasem purpurowe, a czasem zielonkawe światło. Reflektory są przeważnie wyłączone, na drzwiach aut widnieją nieznane symbole, a numery rejestracyjne są fałszywe. Jadąc, limuzyny te nie wydają żadnych odgłosów.
Największa część relacji o ludziach w czerni pochodzi z USA, Meksyku, Szwecji, Hiszpanii, Włoch i Wielkiej Brytanii. Charakterystyczne jest też to, że tego typu sprawozdania nigdy nie pochodzą z państw byłego bloku wschodniego. Po spotkaniu z nimi, świadek może cierpieć z powodu problemów psychicznych. U jednych stan taki może utrzymywać się przez kilka godzin, inni natomiast już nigdy nie wyzwalają się z tych stanów.
Peter Rojcewicz, profesor antropologii, siedział w bibliotece uniwersytetu w Pensylwanii, czytając książkę na temat UFO. Jeden z jego kolegów polecił mu ją dlatego, ponieważ Rojcewicz interesował się lokalnym folklorem. Czytając zauważył kątem oka obok siebie czarną nogawkę i czarny but.68
Gdy podniósł głowę z nad książki, ujrzał rosłą postać o bardzo jasnej karnacji skóry. Mężczyzna ubrany był w czarny garnitur, czarne obuwie i białą koszulę z czarnym krawatem. Człowiek ten poruszał się bardzo dziwnie, ruchami, „jakby był z jednego odlewu”. Spytał uczonego co tu w bibliotece robi, na co Rojcewicz odparł, że czyta książkę na temat zjawiska UFO... i tak zaczęło się przesłuchanie.
- Czy już widziałeś osobiście UFO? - spytał Man in Black.
- Nie – odpowiedział Rojcewicz.
- Czy wierzysz, że takie latające talerze istnieją?
Rojcewicz odpowiedział, że jeszcze wie zbyt mało na ten temat, żeby móc wyrazić jakaś opinię i nie wie, czy temat ten aż tak bardzo go interesuje. Teraz człowiek w czerni zirytował się.
- Latające talerze to najważniejsze zjawisko obecnego stulecia, a ciebie to nie interesuje!?
Rojcewicz starał się go uspokoić. Wtedy mężczyzna wstał, położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:
- Życzę powodzenia w tym, co czynisz - i zniknął.
Dopiero teraz Rojcewicz rozejrzał się wokoło i przestraszył się. Stwierdził też, że przez cały czas był w bibliotece sam. Nie było tu nawet nikogo z personelu. Podszedł z powrotem do stołu, przy którym siedział i czytał, starając się dojść do siebie. Dopiero po upływie godziny udało mu się uspokoić. Gdy już był gotowy dokonać ponownej inspekcji swojego otoczenia, stwierdził, że wszystko jest w porządku, a w bibliotece znowu byli ludzie.
Co czyni ten temat takim frapującym? Otóż nie tylko ludzie w czerni tworzą relatywnie jednolitą grupę, lecz także ludzie, którzy doznali takich przeżyć wskazują na cały rząd wspólnych cech.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że podczas samego spotkania z ludźmi ubranymi na czarno ani nie odczuwali świadomie strachu, ani absurdu tej całej sytuacji. Wszystko co się dzieje, przyjmują bezkrytycznie. Lecz w jakiś czas później, po spotkaniu, przychodzą wspomnienia tego przeżycia, a wraz z nimi uczucie paraliżującego strachu.
Często świadkowie myślą, że znajdowali się w trakcie tego spotkania w transie i twierdzą, że z tego powodu mogli być oszołomieni.
Czasem ludzie donoszą o osławionym w międzyczasie czynniku Oz („Oz-Factor”), co oznacza, że normalny obraz otoczenia jest zmieniony albo sfałszowany. Przykładem może być wypowiedź Rojcewicza. Natychmiast po zniknięciu mężczyzny w czerni, biblioteka była całkowicie pusta. Po upływie godziny, biblioteka znowu jest pełna ludzi, którzy pojawili się jakby znikąd. Można by rzec, że realność zmaterializowała się ponownie. Ten mechanizm autokorekty Matrixa opisaliśmy już w poprzednich rozdziałach.
Bardzo często ludzie mają trudności w opisywaniu twarzy tych na czarno odzianych postaci, chociaż inne szczegóły, jak odzież, albo ich sposób poruszania się pamiętają doskonale. Wrażenie, iż Men in Black nie są ludźmi, odnoszą dopiero post factum, to znaczy, gdy goście w czerni już zniknęli; prawie nigdy nie podczas ich obecności.
Relacje z takich spotkań są przeważnie niekompletne i często brak w nich precyzyjnych opisów, nawet jeśli świadkowie są ludźmi wykształconymi, którzy w normalnych warunkach potrafią wyrażać się precyzyjnie. Wprawdzie prawie wszystkie spotkania z ludźmi w czerni kończą się groźbami, aby pod żadnym względem z nikim nie rozmawiać o spotkaniu z nimi, to prawie wszyscy świadkowie kiedyś komuś zwierzają się z tego przeżycia i jak dotąd nie znany jest ani jeden przypadek, żeby świadkowi coś złego się w następstwie tego przytrafiło. Ludzie milczą na temat takich spotkań przeważnie dlatego, iż boją się, że zostaną wyśmiani i uznani za nie zrównoważonych psychicznie.
Gdy ktoś przeżył takie spotkanie, a do tej pory nie miał nic wspólnego z badaniem zjawiska UFO, kręgów zbożowych i podobnych fenomenów, wówczas ludzie w czerni starają się podczas rozmowy z nimi przekonać swoich rozmówców, że tematy te są niezmiernie ważne i atrakcyjne.
Bardzo często przeżycia z ludźmi w czerni idą w parze z silnymi zaburzeniami pola elektromagnetycznego. Często przewody telefoniczne pozostają uszkodzone przez wiele dni. Jest to zarazem poważna poszlaka wskazująca na fakt, iż nie wolno tych przeżyć traktować jako zwykłych halucynacji.
Gdy Carlos de los Santos Montiel ze swoim lekkim samolotem przygotowywał się do lądowania na płycie lotniska w Mexico City, zaczął się dla niego horror, który trwał przez kilka miesięcy. Nagle jego maszyna zaczęła bez przyczyny silnie wibrować. Gdy wyjrzał na zewnątrz przez okno, zauważył po swojej prawej stronie ciemnoszarego koloru owalny obiekt, o średnicy około trzech metrów. Po lewej stronie jego samolotu znajdował się podobny obiekt. Jego przerażenie sięgnęło szczytu w chwili, gdy zorientował się, że trzeci z tych obiektów nadlatuje ku niemu grożąc frontalnym zderzeniem!
Trzeci obiekt przeleciał tak blisko jego maszyny, że drasnął lekko przewód paliwa. Carlos stwierdził, że ster jego samolotu nie reaguje, mimo iż nadal maszyna zachowywała się dość stabilnie. Był sparaliżowany strachem i drżącym głosem opisywał swoje obserwacje nawigatorowi z wierzy kontrolnej lotniska. Wszystkie trzy obiekty zniknęły nagle i w tym samym momencie Carlos odzyskał kontrolę nad swoją maszyną, tak że mógł bezpiecznie wylądować na lotnisku.
Nawigatorzy obserwowali to zajście na ekranach radarowych, na których było widać także owe trzy obiekty wokół samolotu Carlosa, którego sprawozdanie przyjęli bardzo poważnie. Badanie lekarskie wykazało, że pilot jest psychicznie i fizycznie zdrowy. Lecz nadzieja, że Carlos już wkrótce zapomni o tym zajściu, okazała się płonna. Przede wszystkim rozgłos wokół niego nie był mu na rękę. Raczej wbrew własnej woli zgodził się wystąpić i udzielić wywiadu przed kamerą słynnego prezentera telewizyjnego, Pedra Ferriz.
Dwa tygodnie później, Carlos jechał swoim samochodem do studia telewizyjnego, gdy zauważył, że pojawiła się nagle przed nim czarna limuzyna (model Ford Galaxy). Spojrzenie w lusterko przekonało go o tym, że za jego samochodem jedzie następna, taka sama, czarna limuzyna. Oba samochody wyglądały na nowe, jakby przed chwilą wyjechały po raz pierwszy z salonu. Z pomocą ryzykownych manewrów zmuszono Carlosa, żeby zjechał na pobocze i zatrzymał swój samochód. Z czarnych aut wysiadło czterech rosłych, krępych mężczyzn, którzy podeszli do jego samochodu. W tym momencie Carlos pomyślał, że „wyglądają na mieszkańców Skandynawii”, ponieważ byli o wiele wyżsi wzrostem niż przeciętny Meksykańczyk i o nie zwykle jasnej karnacji skóry. Wszyscy ubrani byli w czarne garnitury. Jeden z nich nie pozwolił Carlosowi wysiąść z auta przytrzymując nogą drzwi. Szybko i mechanicznym głosem zwrócił się do niego i powiedział po hiszpańsku:
- Słuchaj, chłopcze, jeśli ci życie miłe i kochasz swoją rodzinę, to nie rozmawiaj więcej o tym, co widziałeś.
Carlos stracił mowę i siedział jak sparaliżowany. Gdy już otrząsnął się z wrażenia, zamiast do studia telewizyjnego, pojechał do domu.
Dwa dni później spotkał się z Pedrem Ferrizem i opowiedział mu o tym dziwnym spotkaniu. Ferriz powiedział mu, że już słyszał o podobnych przeżyciach innych ludzi i zapewnił go, że nic mu nie grozi. W końcu Carlos dał się przekonać i zgodził się udzielić wywiadu przed kamerą, do czego doszło już bez żadnych przeszkód.
Dwa miesiące później, doktor Allen Hynek, jeden z kluczowych badaczy wojskowych dochodzeń w sprawie pojawiania się UFO w USA, odwiedził Meksyk. Ponieważ dowiedział się o sprawie Carlosa, chciał poznać go osobiście i dlatego zaprosił go do hotelu, w którym przebywał.
Dr. J. Allen Hynek
W dniu mającego odbyć się spotkania z profesorem Hynekiem, Carlos de los Santos Montiel udał się jeszcze na rozmowę do Mexicana Airlines, gdzie złożył podanie o pracę jako pilot. Z lotniska pojechał bezpośrednio ho hotelu, w którym był umówiony z Hynekiem.
Gdy był już na schodach wejściowych, zauważył nagle z przerażeniem, że jeden z ludzi w czerni pojawił się znikąd bezpośrednio przed nim.
- Już raz ostrzegliśmy cię - powiedział. Masz przestać opowiadać o swoim przeżyciu.
Carlos zaczął zapewniać o swojej niewinności twierdząc, iż został tylko zaproszony do hotelu na rozmowę, lecz ubrany na czarno człowiek pchnął go tak mocno, że Carlos zatoczył się o kilka kroków do tyłu i dodał:
- Słuchaj! Nie chcę wyrządzić ci krzywdy. Dlaczego wyjechałeś dziś z domu już o szóstej rano. Chcesz pracować dla Mexicana Airlines? Uciekaj stąd i już tu nie wracaj!
Carlos uczynił tak, jak mu nakazano. To było jego ostatnie spotkanie z ludźmi w czerni. Po kilku latach opowiadał o swoich przeżyciach znowu, ale już nikt mu w tym nie przeszkadzał i nikt go nie nawiedzał.
Tylko w niewielu przypadkach można znaleźć niezależnych świadków spotkań z ludźmi w czerni. Wywierający specjalnie mocne wrażenie jest przypadek dziewczynki o nazwisku Maria Korn. Przypadek ten miał miejsce, gdy Mary miała 14 lat i uczęszczała do szkoły klasztornej „Konwentu Jezusa i Marii” w Milton Keynes, w hrabstwie Buckinghamshire w Anglii.
W owym czasie Mary znajdowała się w okresie pokwitania i cierpiała, jak wiele dziewcząt w jej wieku, z powodu anoreksji i zaburzeń snu. Dlatego stała się pacjentką psychologa, pani doktor Black.
Pewnej nocy, gdy Mary znowu nie mogła zasnąć, stała około godziny pierwszej w nocy przy oknie swojej sypialni patrząc w gwiazdy. Jak wielkie było jej zaskoczenie, gdy nad kortem tenisowym należącym do szkoły zauważyła wielkie, kuliste światło, otoczone jakby drucianą siatką. Obserwowała ten obiekt przez około pięć minut, po czym wróciła do łóżka. Gdy około godziny 1.30 podeszła znowu do okna, obiektu już tam nie było, lecz usłyszała nagle jakby dziwne bębnienie i wtedy zauważyła, że obiekt ten znajduje się całkiem blisko okna, przy którym stała, tym razem jednak już nie tak intensywnie świecąc. Nagle obiekt zniknął z zawrotną prędkością.
O poranku Mary stwierdziła, że żadna z dziewcząt niczego dziwnego ubiegłej nocy nie zauważyła, dlatego też postanowiła milczeć i nikomu nic nie opowiadać o swoim przeżyciu, żeby dziewczynki jej nie wyśmiały, albo żeby jej nie usunięto z klasztoru. Podczas dnia, grając w tenisa, potknęła się i upadła. Dopiero teraz zauważyła w korcie tenisowym duże, okrągłe wgłębienie, wyglądające tak, jakby było wypalone. Kierownictwo szkoły zaalarmowało policję i oceniono szkodę.
Trzy miesiące potem, gdy Mary siedziała w klasie na lekcji matematyki, jedna z zakonnic, siostra Jennifer weszła do klasy i wywołała Marię na korytarz. Ktoś przyszedł ją odwiedzić. Mary zaniepokoiła się. Normalnie dziewczynki były odwiedzane w weekendy, nigdy podczas lekcji, dlatego obawiała się, że może ktoś przynosi jej złe wieści.
Siostra Jennifer zaprowadziła ją do pomieszczenia, w którym przy stole siedziało dwóch mężczyzn ubranych na czarno. W sali płonął ogień w kominku i było miło i ciepło, lecz gdy Mary ujrzała te dwie postaci, zaczęła trząść się z zimna i musiała nałożyć na siebie żakiet, który dotąd trzymała w rękach.
Mary nigdy dotąd nie widziała tych mężczyzn, więc spytała ich kim są. Odpowiedzieli jej, że pani doktor Black, jej psycholog wysłała ich do niej. Maria zajrzała im w oczy i stwierdziła, że kolor ich oczu był dziwnie szarobrązowy. Kontakt wzrokowy z nimi był jednak nieprzyjemny, więc odwróciła wzrok.
Panowie w czerni spytali ją, jak jej się wiedzie i czym się zajmuje w szkole; – normalna, przyjazna rozmowa. Podczas tej rozmowy, Mary zauważyła u nich kilka niepospolitych cech:
- obaj wyglądali identycznie, jak jednojajowi bliźniacy
- ich skóra była gładka, bez jakichkolwiek zmarszczek albo cieni; nie wyglądała jak skóra, którą mężczyźni golą
- ich włosy były czarne i błyszczące. Obaj mieli identyczne fryzury, ten sam styl. Nie było tam ani jednego włosa, który nie leżałby na swoim miejscu.
- ich czarne garnitury, które z pewnością były nowe, były jakby na nich skrojone; spodnie miały zaprasowane „kanty jak żyletki”
- ich krawaty i skarpety też czarne, były z tego samego materiału, co ich garnitury.
Jeden z nich spytał Mary, czy ostatnimi czasy wydarzyło się coś dziwnego, niebywałego. Dziewczyna od razu przypomniała sobie ową promienistą kulę nad kortem tenisowym, lecz postanowiła sobie, że nie będzie o tym z nikim rozmawiać i odpowiedziała krótko „nie”.
- Jesteś pewna? – naciskał na nią jeden z nich.
- Tak – odparła, będąc zarazem pewna, że ci mężczyźni wiedzą, że skłamała.
W tym momencie zadźwięczał dzwonek na przerwę obiadową. Obaj mężczyźni spytali ją, co ten dzwonek oznacza, po czym stwierdzili, że Mary powinna pójść coś zjeść, a oni się z nią pożegnają. Chociaż obaj wyglądali jej na „biznesmenów”, zauważyła, że nie nosili zegarków, bowiem spytali ją o godzinę. Wprawdzie przez cały czas popijali kawę (co w przypadku ludzi w czerni jest niebywałe), to gdy Maria podała im dłoń na pożegnanie, odczuła że ich dłonie są zimne jak lód, mimo iż trzymali w nich cały czas filiżanki z gorącą kawą.
Jeden z mężczyzn spytał siostrę Jennifer, czy Mary może odprowadzić ich do drzwi, a na koniec zapewnili ją, że przyjdą ponownie.
Gdy mężczyźni wychodzili, obserwująca ich dziewczynka była szczerze zdziwiona. Obaj poruszali rękami i nogami synchronicznie, jak gdyby jeden duch kontrolował oba ciała. Chociaż na dworze wiał wiatr, ich włosy pozostały nietknięte.
Przed szkołą stał zaparkowany samochód.
W samochodzie siedział kierowca, który też był ubrany na czarno. Numer rejestracyjny samochodu, jak i jego kształt i kolor, były też niezwykłe. Okna w drzwiach limuzyny były lustrzane, tak że nie można było zajrzeć do jej wnętrza; Marii udało się to jednak przez krótką chwilę, gdy jeden z ludzi w czerni otworzył drzwi do auta. Maria nic nie zobaczyła, ponieważ w środku pojazdu było tak ciemno, że aż czarno, żadnych siedzeń, nic – jakby ta limuzyna była atrapą. Gdy obaj mężczyźni już wsiedli, samochód odjechał bezszelestnie. Nie było słychać ani zapuszczania motoru, ani pracy silnika. Limuzyna nie pozostawiła po sobie też zapachu spalin. Po przejechaniu przez bramę klasztoru, limuzyna zniknęła Marii z oczu, ponieważ ten odcinek drogi zasłonięty jest przez mur. Jednak nieco dalej droga ta, jako jedyna możliwość dojazdu w te strony pnie się w górę i ten odcinek drogi jest widoczny z bramy szkoły. Jednak samochód gości ubranych na czarno już się tam nie pojawił. Maria stała w bramie klasztoru przez kilka minut i nie mogła się ruszyć z miejsca. Słyszała, że siostra Jennifer ją woła, lecz nie mogła się nawet obrócić i do niej podejść. Gdy zakonnica spytała ją, czy wszystko jest w porządku, jej świadomość „zaskoczyła” z powrotem. Maria wróciła do normalnego stanu i znowu mogła się poruszać.
Zarówno Mary, jak i siostra Jennifer były mocno zdziwione, że doktor Black przysłała do klasztoru dwóch obcych mężczyzn i to bez żadnego uprzedzenia. Po upływie kilku tygodni Mary odbywając swoją pierwszą sesję terapeutyczną, opowiedziała pani Black o tych dziwnych odwiedzinach, ale doktor Black odpowiedziała jej, że nikogo do niej nie wysyłała i że nigdy nie zrobiła by czegoś takiego, zanim nie uprzedziła by jej o tym telefonicznie.
Chociaż panowie w czerni zapowiedzieli, że powrócą, nigdy już się do klasztoru nie pofatygowali, za to Mary spotykała ich w bardzo żywotnych snach, a częściowo podczas śnienia na jawie. Wielokrotnie podczas takich spotkań mówiła im:
- To jest przecież tylko sen. Ja was tak naprawdę nie widzę. Ale oni zawsze odpowiadali jej:
- O tak. Ty nas widzisz naprawdę.
Poza zdolnością śnienia na jawie, Mary rozwinęła po spotkaniu z ludźmi w czerni wyższe zdolności intelektualne oraz artystyczne, a także stała się tak bardzo wrażliwa, że pojawiły się u niej zdolności natury psychokinetycznej.
Od ponad 50 lat krążą różne przypuszczenia i hipotezy starające się wyjaśnić, co ukrywa się za  fenomenem MIB czyli ludzi w czerni.
Pierwszą (i chyba najbliższą prawdzie) hipotezą było twierdzenie, że mamy tu do czynienia z agentami rządowymi albo jakiejś tajnej służby wywiadowczej, której zadanie polega na zastraszaniu niewygodnych świadków.
Hipoteza ta jest po dziś dzień faworyzowana przez wielu autorów i badaczy, a także ofiar tego zjawiska. Co ciekawe, wojsko ustosunkowuje się do relacji o ludziach w czerni bardzo poważnie, odrzucając zarazem wszelką odpowiedzialność.
1-go marca 1967 roku, wice szef sztabu generalnego sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, pułkownik Hewitt T. Wheless wysłał następujące memorandum na adres wielu urzędów państwowych, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju, m.in. także do SAC, (Strategic Air Command - Dowództwo Stategii Powietrznej):
Pułkownik Hewitt T. Wheless


„Do kwatery głównej sił powietrznych Stanów Zjednoczonych dotarły nie potwierdzone informacje o tym, że osoby twierdzące iż reprezentują lotnictwo amerykańskie, albo inne urzędy MON, odwiedzały obywateli naszego kraju, którzy obserwowali niezidentyfikowane obiekty latające.
Podczas jednego z takich kontaktów, cywil podający się za członka NORAD, zażądał od osoby prywatnej wydania mu fotografii należących do tej osoby, które zarekwirował.
W innym przypadku, osobnik w mundurze lotnika odwiedził miejscowy komisariat oraz innych obywateli, którzy widzieli UFO, zebrał ich wszystkich w auli szkolnej, gdzie wyjaśnił im, że nie mogli widzieć tego, w co wierzą że widzieli oraz że nie wolno im nikomu opowiadać o tym, co widzieli. Zarówno personel wojskowy, jak i cywilny, szczególnie zaś oficerowie wywiadu i oficerowie studiujący fenomen UFO, gdy tylko usłyszą tego typu pogłoski, mają natychmiast zawiadomić lokalną placówkę OSI**”.
Studiując tego typu przypadki, musi się dojść do wniosku, że Men in Black rzeczywiście nie są oficerami armii amerykańskiej ani urzędnikami państwowymi, ponieważ pracownicy rządowi nie zachowywaliby się tak dziwacznie, jak to opisują liczni świadkowie. Co więc koniec końców rzeczywiście tkwi za tym fenomenem, kto za kulisami pociąga za sznurki – to już jest całkiem inna kwestia.
Krążą też tego typu teorie, że ludzie w czerni są celowo wysyłanymi tam i z powrotem podróżnymi w czasie. Trudno jednak uwierzyć jest, żeby podróżujący w czasie byli aż tak źle przygotowani do wykonywania swojej misji, żeby nie potrafili w miejscu docelowym posługiwać się przedmiotami codziennego użytku. Wygląda na to, że w przypadku zjawiska Men in Black nie mamy najwidoczniej do czynienia z ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz jest to jakiś rodzaj androidów, czyli robotów, ale i te powinny być lepiej zaprogramowane do wykonywania czynności, które powinny wykonywać. Hipoteza o podróżujących w czasie istnieje w postaci innych jeszcze dziwacznych wariantów. Zamiast z przyszłości, ludzie w czerni przybywają z podziemnego miasta Agarta, stolicy Szamballi, albo są agentami kosmitów, albo tajnego rządu świata „rządu cieni”... Takie domysły są nie tylko spekulacjami, lecz są zarazem niewiarygodne.
Główną sprawą we wszystkich zanotowanych przypadkach spotkań Ziemian z ludźmi w czerni jest nie dziwaczność samego przeżycia, lecz także motywy oraz sposób postępowania i zachowywania się tych dziwnych gości, wydaje się na pierwszy rzut oka nie logiczny, a nawet absurdalny. Wprawdzie grożą świadkom spotkań z UFO, albo innych paranormalnych zjawisk, ale nigdy nie realizują swoich gróźb.
Gdy jednak odwiedzają człowieka, który nie interesuje się takimi tematami, besztają go i starają się w mniej lub bardziej gwałtowny sposób (przeważnie werbalnie) zmusić go do zainteresowania się tymi tematami, tak że tuszowanie fenomenu UFO nie jest z pewnością ich zajęciem.
Istnieje także psychologiczne wyjaśnienie tego zjawiska; rzekomo ludzie w czerni są projekcjami naszych wewnętrznych lęków i obaw. ale i to wyjaśnienie nie wystarcza albowiem:
- nie wyjaśnia ono, dlaczego strach pojawia się zawsze dopiero po doświadczeniu  i dlaczego podczas „odwiedzin” obcych, ubranych na czarno osobników, dochodzi do zmiany stany świadomości;
- w niektórych, aczkolwiek nielicznych przypadkach spotkań z ludźmi w czerni, goście ci byli widziani przez nie biorących udziału w tym spotkaniu świadków, tak że nie chodzi tu o halucynacje, bowiem czasem pozostają po nich także widoczne ślady.
Co więc jeszcze pozostało?
... o tym w następnym odcinku pt.: Faceci w czerni  -  Eleganckie pracownice socjalne   - II -
*) Office of Scientific Intelligence (Biuro Wywiadu Naukowego) - dawna nazwa departamentu Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), który w 1963 roku został włączony do placówki o nazwie Directorate of Science & Technology (Dyrektoriat Nauki i Technologii).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz